Dom Rodzinny

Mam za sobą dwie wielkie emigracje, jedna przeżyta w wieku chłopięcym, druga w wieku więcej niż dojrzałym. Ta pierwsza to wynik wojny i przymusowej eksmisji ze Lwowa (przewrotnie w języku propagandy zwanej repatriacją), drugą można nazwać dobrowolno –ekonomiczną.
Obydwie dały mi doświadczenie pewnego rodzaju zerwania ciągłości i utraty tradycyjnego domu rodzinnego. Przeżywane ostatnio sytuacje rodzinne skłoniły mnie do przemyślenia tych doświadczeń i innego spojrzenia na problem.

Dom rodzinny w takim kształcie do jakiego tęsknimy i jaki sobie wyobrażamy np. czytając Pana Tadeusza, należy do przeszłości która w realnym dla pokolenia czasie jest chyba nieodwracalna. Właściwie zaczął on przechodzić do przeszłości wraz z nastaniem ery przemysłowej, a proces znacznie przyspieszyły rewolucje i wojny XX wieku. Masy ludzkie liczone nie w tysiącach, ale w milionach, zostały albo przymuszone ekonomicznie, albo w drodze fizycznej przemocy wyrzucone ze swych tradycyjnych od pokoleń miejsc osiedlenia.

Tradycyjny dom rodzinny łączył w sobie dwa podstawowe elementy, mianowicie fizycznie istniejące miejsce na ziemi i związaną z tym miejscem pamięć osób, zdarzeń, uczuć i emocji. Przeżywany osobiście w tym miejscu czas wzbogacał je nowymi przeżyciami, które nawarstwiały się na przeszłość ale była zachowana ciągłość i łączość obydwu tych elelementów. Ktoś, kto z różnych powodów opuszczał dom i po latach wracał, nawet na krótko, znajdował dla swej pamięci zakotwiczenie w realnie istniejących obiektach.

Nowe warunki dobrowolnej lub wymuszonej migracji, niemal globalny powrót do trybu życia nomadów, w sposób brutalny zerwały ten związek miejsca i pamięci. Miejsca w sensie fizycznym stają się dla migrantów coraz mniej dostępne: ulegają zagładzie przez zawieruchy wojenne, rozbudowę i inne zagospodarowanie terenu, lub też przechodzą w ręce osób obcych.

Z tych dwóch składników pojęcia domu rodzinnego pozostaje już tylko element indywidualnej pamięci, którą nosimy w sobie i ze sobą. I ta indywidualna pamięć musi teraz stać się dla nas domem rodzinnym. W tej pamięci zawierają się w sposób oczywisty obrazy miejsc, ale są to już tylko obrazy i nawet wspomożone zapisem fotograficznym pozostają czymś fizycznie dla nas nie dostępnym.

Pytanie, jak w tej nowej rzeczywistości zdefiniować i kształtować pojęcie „domu rodzinnego”? Możliwe jest w pojedynczych przypadkach tworzenie „izb pamięci”. Istnieją takie izby poświęcone osobom jakoś zasłużonym dla lokalnej społeczności, ale nawet jeśli są wyposażone w multum obiektów związanych z osobą patrona, stają się miejsce publicznym i pozostają czymś martwym. Wątpię, by nawet u osoby związanej blisko z osobą której izba jest poświęcona, wywołały one jakieś głębsze emocje i potrafiły przywołać wspomnienia.

Jak dawny nomad, przybywając w miejsce w którym już kiedyś koczował, za każdym razem od nowa musi stawiać swój namiot i rozkładać sprzęty (ale te sprzęty stale wozi ze sobą z miejsca na miejsce), tak współczesny migrant musi z miejsca na miejsce nosić ze sobą – w sobie – swoje sprzęty: pamięć wszystkich tych osób, miejsc i zdarzeń, które go kształtowały do życia, a więc rodziny, przyjaciół, okoliczności. I to one, ten cały bagaż pamięci, czasem, w miarę możliwości wzbogacony zdjęciami czy drobnymi przedmiotami które udaje się nam przemieszczać ze sobą, będą teraz stanowiły nasz „dom rodzinny”.

Od nas samych będzie zależało jak sobie ten nasz wirtualny dom rodzinny ukształtujemy, czy będziemy starali się lokować w nim pamięć osób i zdarzeń miłych czy nie, pełnych ciepła i dobra, czy zimnych i zniechęcających. Piszę że od nas tu wiele zależy i podtrzymuję to „wiele”, wbrew spodziewanym sprzeciwom, bo nawet w bardzo negatywnych i odpychających okolicznościach jest jakiś element jasny, jakaś iskra dobra. Jeśli potrafimy osiągnąć to, by właśnie ta iskra rozświetliła obraz całości, nie negując i nie eliminując czarnego tła, to nasz „dom rodzinny” stanie się ciepły, będziemy chętnie do niego wracać i jego pamięć przekazywać dzieciom. I taki dom będzie odporny na globalizację, migrację, rewolucje i kolejne dziejowe zawirowania.

JuR Styczeń 2012

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moje "odkrycie" Matki Bożej z Gwadelupe

Jak to było z tymi chlebami i rybami