Wieki Post – po co pościć ?

Kilka myśli na temat postu i umartwień w okresie Wielkiego Postu. Również linki do ciekawych  artykułów w internecie (portale OPOKA i Tygodnik Powszechny).

Pisałem niedawno o moim bardzo biernym przechodzeniu poprzez okresy roku liturgicznego bez wnikania w ich znaczenie i bez przeżywania ich treści (Adwent 2009). No i ani się obejrzałem skończył się Adwent, przeszło Boże Narodzenie, minął Nowy Rok. Nadeszła Środa Popielcowa.
Cóż ona właściwie oznacza. Co oznacza i czym się różni od tylu innych śród w ciągu roku poza tym, że przez parę godzin mam czoło pomazane popiołem, i że cały dzień wysłuchiwałem burczenia w brzuchu? Początek Wielkiego Postu. Czy podjąłem wysiłek, by ten dzień spędzić jakoś szczególniej, bodaj pomyśleć o następujących teraz czterdziestu dniach dzielących nas od wielkiego święta i o tym jak te dnie wykorzystać by się na to Święto przygotować?

Parę lat temu osoba w wieku mniej więcej moich dzieci zadała mi zdecydowanie nie przychylnym tonem pytanie jaki ma sens moje poszczenie i umartwienia w okresach przed-świątecznych. Życie, jej zdaniem, niesie w sobie wystarczająco duźo kłopotów i zmartwień, i jest głupotą i bezsensem jeszcze je sobie dobrowolnie dodawać. Na to pytanie, zadane w formie która z góry wykluczała dyskusję, nie dałem wówczas konkretnej odpowiedzi. Niemniej raz zadane, siedziało we mnie i domagało się ode mnie samego jasnego sprecyzowania moich pobudek.

Nauczony przez rodziców, od dzieciństwa robiłem sobie na ten okres specjalne postanowienia, z reguły coś, co umartwiało ciało i to mnie zadowalało, uważałem, że skoro przez tyle dni z rzędu odmawiam sobie jakiejś przyjemności, to jestem już w połowie drogi do nieba. W miarę upływu lat zaczął mnie jednak nurtowaćniepokój, że to przecież nieco dziecinne, odmawiać sobie ciastka i czekoladki i czuć się zadowolonym, że dobrze przeżywam ten okres, że przecież od osoby dojrzałej i do tego uważającej się za jako tako religijną można oczekiwaćczegoś poważniejszego.  No i teraz to kłopotliwe pytanie z zewnątrz.

Zacząłem rozważać że skoro jestem duchowo-cielesną jednością, to również duchowa część mojej osoby musi mieć w tym swój udział. I tu nastapił dość dla mnie nieoczekiwany zwrot w moim myśleniu, znakomicie zresztą wsparty przez kilka rozważań na podobny temat zamieszczonych w ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego (można przeczytać w internecie:
Weźmy te czekoladki. By sobie (czyli mojemu ciału) ich odmówić, muszę sobie pierwej świadomie postanowić, że nie będę ich w danym okresie jadał nie dla tego, że chcę zachować smukłośćsylwetki, albo że mi lekarz zabronił, ale dla jakiegoś wyższego celu. A decyzja o tym celu wyższym niż dbałość o linię sama w sobie już wykracza poza moją cielesność, a wchodzi w sferę ducha. Bo przecież psa też moża wytresować, by czegoś nie jadł, co jednak wcale nie znaczy że będzie się on kierował przesłankami duchowymi. Tak więc mego ducha jakoś już w sprawę Wielkiego Postu zacząłem angażować. Ale to nie koniec. Codzienność co rusz stawia mnie przed koniecznością wyborów etycznych, a te rzadko tylko bywają obojętne religijnie. Jeśli dziś wyćwiczę się na czekoladkach, to jest większa szansa, że gdy jutro stanę przed poważniejszą decyzją, będę bardziej odporny na pokusę moralnej łatwizny. To nieco tak jak z przygotowaniem sportowca do olimpiady. Zanim na niej wystartuje, musi przejśćsolidny trening na niższych szczeblach zaawansowania. Czyli jednak nie jest ze mną tak źle, moje dotychczasowe postanowienia mają jakąś wartość. Przypomniałem też sobie sprawę proroka Jonasza i Niniwy, która na jego nawoływania zareagowała postem i pokutą. Może nie do końca wszystko rozumiem, ale jedno jest dla mnie pewne: post i pokuta, jeśli są świadomie podejmowane, nie są zmarnowane.

Na zakończenie moich poszukiwań sensu postu sięgnąłem do polskiego portalu religijnego Opoka i tam znalazłem ciekawy artykuł, pt. Post – z czym się to je?który bardzo polecam – link do niego jest: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZD/gn201006_post.html

JuR                  Wielki Post 2010

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Moje "odkrycie" Matki Bożej z Gwadelupe

Jak to było z tymi chlebami i rybami